Świtezianka, czyli historia pewnego upiora...
Edward siedział przed pustą kartką papieru. Od wielu godzin starał się zmusić muzę, aby spłynęła do niego na skrzydłach anielskiego natchnienia, jednakże wszelkie oczekiwania oraz starania nie przynosiły najmniejszego efektu. Pergamin wciąż leżał i czekał, aż Edward zapełni go swoim drobnym i ozdobnym pismem. Młody poeta przeglądał w myślach rezerwuar tematów, po które mógłby sięgnąć. Z jednej strony kusiły go wątki patriotyczne, tak ważne w tych trudnych czasach. Czy pisząc o miłości do ojczyzny, konieczne trzeba ujmować ją w ciasne ramy ody albo hymnu? Można przecież pisać o patriotyzmie w sposób magiczny, szukając inspiracji w odległej historii oraz mitologii, w najgłębiej sięgających korzeniach narodu czerpiących siłę z magii oraz cudów. Magia i cuda – o tych dwóch rzeczach tak naprawdę pragnął pisać. To go pociągało, wręcz fascynowało. Mroczne upiory, piękne nimfy, odcięte, ale za to mówiąc, ludzkie głowy, szalejąca kochanka, wydarzenia tajemniczy i sensacyjne, może nawet krwawe i przerażające. Wciąż jednak zadawał sobie jedno i to samo pytanie – czy wypada? Czy powinien? Oczami wyobraźni już widział reakcje niektórych, bardziej konserwatywnych krytyków, czytał ich surowe recenzje bezlitośnie rozprawiające się z jego twórczością. Słyszał ich śmiechy oraz kpiny. Porażka oznaczałaby banicję i to nie tylko literacką. Właśnie taki los spotkał jego najdroższego przyjaciela, autora poezji całkiem niezłych, jednak w ogniu walki dwóch literackich frakcji uznanych za co najmniej niefortunne. Biedny S. do dzisiaj siedział na prowincji i nauczał literatury w wiejskiej szkółce. Edward nie chciał, aby spotkał go taki los. Jednakże perspektywa tworzenia nowej literatury, tej magicznej i cudownej wyrwanej z kajdan koszmarnych reguł, była nader kusząca. Warszawski świat krytyków nie tylko konserwatywnych, także tych umiarkowanych, drżał w posadach i wyglądało na to, że niedługo runie pchnięty siłą wyobraźni młodych poetów. W tym miejscu tutaj Edward musiał zadać sobie kolejne bardzo ważne pytanie – czy podoła temu zadaniu? Oczywiście miał za sobą kilka sukcesów literackich, jednak wiedział, że stać go na coś znacznie lepszego. Od czasu do czasu zastanawiał się, kiedy uda mu się stworzyć swoje opus magnum, a przy okazji zyskać odrobinę sławy. Wtedy przypominał sobie, że jest już ktoś, kto prawdopodobnie na zawsze odebrał mu możliwość odniesienia spektakularnego sukcesu. Edward starał się odsuwać od siebie to niemiłe, a także źle o nim świadczące uczucie zazdrości. Wiedział jednak, że nigdy nie zabłyszczy. Nie w obliczu geniusza tak wielkiego, że przyćmił wszystko inne, co zostało do tej pory napisane. Nie w obliczu świetlistego i kochanego przez wszystkich mistrza nowej poezji. Edward zadawał sobie sprawę z tego, że już na zawsze zostanie w cieniu wspaniałego, natchnionego Adama.
Tyle że Adama podobno odwiedzała Świtezianka....
Ciąg dalszy nastąpi.